czwartek, 29 maja 2014

Chapter 1

Dokładnie od trzydziestu siedmiu dni, dzień w dzień Rose była skazana na oglądanie białego, szpitalnego sufitu. Wyjątkiem były dni słoneczne, w które dziewczyna wpatrywała się w okno. Nawyk z dzieciństwa. Dokładnie od trzydziestu siedmiu dni nie odezwała się ani słowem i nie przyjęła żadnego pokarmu stałego. Przy siłach utrzymywała ją kroplówka.

Za chwilę miał odwiedzić ją psycholog. Dla osób patrzących z boku te wizyty mogły zdawać się bez sensu. Rose miała takie samo zdanie. 
-Witaj Rosemary- przywitał się pan Greg, psycholog Rose
Cisza
-Dzisiaj nasze spotkanie będzie przebiegać w trochę inny sposób. Przyniosłem ze sobą kartki z plamami atramentu. Zagramy w skojarzenia- wyjaśnił po czym schylił się do torby po teczkę
-Z czym Ci się to kojarzy?- podniósł pierwszą kartkę
Cisza
Pan Greg pokazywał kolejne kartki, lecz Rose nawet nie drgnęła. Była nadal zapatrzona w słoneczny krajobraz widziany przez szybę.
-Rose..- westchnął- Jestem tu już trzydziesty drugi raz, a ty jak dotąd nie wypowiedziałaś żadnego słowa. Musisz poczynić chociaż drobne postępy inaczej będę skazany wysłać Cię do zakładu psychiatrycznego. I tak przeciągam to już długo. Wierzę w Ciebie. Chcę dać Ci szanse wykorzystaj ją. 
Cisza
Zrezygnowany psycholog pożegnał dziewczynę i wyszedł z sali.

Myśli. Chore myśli wypełniały głowę Rose. Nie okazywała już uczuć. Przez te dziewiętnaście lat nauczyła się cały ból chować w sobie. Marzyła tylko o jednym. Odejść z tego brudnego, szarego, wypełnionego fałszywymi ludźmi świata. 
Nie wiedziała jednak o jednym. Całe jej cierpienie znalazło sobie najgorsze miejsce w jej ciele. Głowę. Ból przybierał różne postacie i wykruszał ją od środka. Biedna Rose nie była tego świadoma. 

Jednak nie dzień, w którym dużo myślała, lecz noc była najgorsza. Każdego wieczora otulały ją coraz gorsze sny. Coraz częściej doganiała ją przeszłość od, której (kiedyś) tak bardzo chciała uciec. Obrazy mamy i taty, nauczycieli i uczniów. Mała wyśmiewana dziewczynka krocząca samotnie przez ogromny korytarz wypełniony tysiącami kpiących spojrzeń. To było dla niej za wiele. 

*

-Cóż wszystkie łóżka na oddziale z pana schorzeniami są niestety zajęte, gdyż mieliśmy dość dużo złamań w tym tygodniu, ale znalazłam jedno w sali numer 13 proszę za mną- powiedziała delikatnym głosem starsza kobieta ubrana w biały fartuch pielęgniarski
Brunet pokuśtykał za nią opierając ręce na kulach.
-Oto pana łóżko -pomogła mu się położyć i delikatnie go przykryła- jeżeli będzie pan czegoś potrzebował proszę dzwonić- wskazała na mały przycisk umieszczony na listwie
-Dziękuję pani bardzo- odpowiedział i ułożył się na tyle wygodnie na ile pozawalała mu jego złamana noga umiejscowiona już w gipsie

Chłopak rozejrzał się po sali, która była pomalowana na dość odrzucający kolor zgniłej zieleni. Po chwili spojrzał na dziewczyną leżącą obok niego. Był typem człowieka, któremu usta się nie zamykały. Postanowił, wiec zagadać.
-Cześć jestem Louis. Miło mi Cię poznać
Dziewczyna nie odpowiedziała. Leżała do Niego bokiem, wiec pomyślał, że śpi i nie ponawiał swojej próby poznania się.

*

-Witaj Tommo- przywitał się lokaty- Co Ci się stało?
-Cześć Harry, pośliznąłem się na schodach, bo ktoś bardzo wspaniałomyślny zostawił na nich skórkę od banana, a przy okazji wylał wodę- odpowiedział sarkastycznie Lou
-Przepraszam Boobear -zasmucił się- Na przeprosiny przyniosłem Ci trochę owoców i sok
-Dzięki, postaw na szafce

Przyjaciele rozmawiali tak jeszcze kilka minut, lecz w pewnym momencie ich uwagę przykuła pacjentka obok. 
Rose powoli poruszyła ręką by rozruszać zastane kości. Delikatnie ściągnęła kołdrę odsłaniając swoje okaleczone ciało. Miała na sobie za dużą, czarną bluzkę i szorty. Zestaw ten służył jej za piżamę. Swoją bladą ręką chwyciła metalową rurkę, do której przymocowana była jej kroplówka. W każdy ruch musiała włożyć dużo wysiłku. Wsunęła swoje stopy w w łapcie przypominające pieski. 
Każdy krok sprawiał jej ból. Miała wrażenie, że do jej stóp przymocowane są ciężkie, żelazne kule. Przystanęła na chwilę by obraz przed jej oczami przestał wirować. Wreszcie podeszła do futryny, której kurczowo się złapała. Jej oddech był bardzo płytki. Była ospała i nie zdolna do życia. Po kilku minutach opuściła salę. 

Chłopcy zastygli po tym co zobaczyli. Żaden z nich nie wiedział co ma w tym momencie powiedzieć. 
-Jej ciało.. Ona miała tyle ran..- powiedział zszokowany Harry
-To straszne -wydusił Lou
-Wygląda jak zombie
-Przestań. Możliwe, że na jej łóżku wisi karta pacjenta. Zobacz co jej jest.
Harry podszedł do łóżka i ze skupieniem czytał informacje. W pewnym jednak momencie jego powieki rozchyliły się szerzej, a On odsunął się od łóżka
-Co się stało?- zapytał zaniepokojony Lou
-Tutaj pisze, że ta dziewczyna miała siedem prób samobójczych i konieczne są regularne badania oraz wizyty psychologa.

_______________________________________________________________________________

Cześć. Mam nadzieję, że rozdział się wam spodobał. Jak widzicie (czytacie) Rose nie miała/ nie ma łatwego życia czego mogliście dowiedzieć się już z prologa.
Następny rozdział dodam gdy uznam, że opowiadanie na prawdę wam się podoba

Rose x


5 komentarzy:

  1. Świetne się zapowiada ;) @5angelsinhead

    OdpowiedzUsuń
  2. Super bardzo mi się podoba. Szkoda mi Rose. Czekam na więcej:) _@dominika1993_

    OdpowiedzUsuń
  3. Już pokochałam Rose. Rozdział niezwykły, tak jak prolog. Nie mogę doczekać się rozdziału 2, niecierpliwie czekam. <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Nominuję cię do Libster Blog Awards, więcej informacji na: http://storyofmylifefanfaction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetne
    Strasznie wciąga a to1 rozdział
    @milyesxx

    OdpowiedzUsuń